Witajcie,
Ja jestem w szoku. Totalnie nie spodziewałam się tego co dzisiaj za oknem zobaczę. Znowu śnieg. Z mężem śmiejemy się że nie mieliśmy czasu w tym roku na stok to zima na nas czeka.
Mam nadzieje jednak że wkrótce będę mogła wyjść na spacer w blasku słońca.
W ostatnich tygodniach nie miałam czasu kompletnie na nic. Możecie sobie wyobrazić fakt przyjścia świąt a ja nie mam ani jednego upieczonego ciasta. Nie mówiąc już o tym że dopiero wczoraj na szybko zrobiliśmy zakupy.
Na całe szczęście mam teraz trochę więcej wolnego czasu więc będę bardziej rozgarnięta.
W tym zawirowanym czasie zdążyłam zużyć parę kosmetyków a przy okazji też doszło parę nowych. Odkąd odstawiłam retinoidy przerzuciłam się znowu na azjatyckie cuda.
Nie żałuję. Mam wrażenie że dzięki nim moja skóra znów trzyma się w jednej-ładnej całości. Wciąż jednak szukam ideału pielęgnacyjnego dlatego do tej pory nie ukazał się post w stylu - moja pielęgnacja. Bo praktycznie rzadko który kosmetyk dostaje drugą szansę.
Za to poniżej małe co nieco o tym co miałam w swoich rączkach:
Jeden z kosmetyków firmy Mizon który u nas jest bardzo znany. Jest to kosmetyk na bazie kwasów AHA dzięki którym ma złuszczać nasz naskórek. Z pewnością znacie kosmetyki typu Tony Moly Appletox i Ginvera Marvel Gel. Ja miałam wszystkie trzy. Przy Ginverze miałam wrażenie że czy używam go codziennie czy raz na tydzień efekt łuszczenia był taki sam. Za każdym razem się rolował jakby samoistnie. Przy Tony Moly efekt był bardzo podobny do Mizona - w końcu oba bazują na kwasach. Póki co zużyłam mniej więcej 1/3 tubki.
Kolejny kosmetyk który kupiłam pod naciskiem silnie pozytywnych recenzji. Niestety znalazłam też takie w których dziewczyny piszą że mocno je zapchał. Tego się bałam bo moja skóra niewątpliwie zapycha się od najmniej komedogennych składników. Ale zużyłam póki co 1/4 tubki małej wersji i jest ok. Jeżeli nic do skończenia się jej nie stanie na mojej twarzy myślę że skuszę się na większą wersję.
Mowa o Hada Labo Lotionie z kwasem hialuronowym który ma ponoć przenikać do głębszych warstw skóry.
Kremik o którym Wam już wspominałam. Jest naprawdę dobry ale wiecie - ta kobieca chęć szukania czegoś nowego jest jednak silniejsza. Jest to krem-gel nawilżający ale nie natłuszczający. Skóra jest bo nim nawilżona ale nie napięta. W ciągu dnia przy obecnej pogodzie nie ma mowy o błyszczeniu.
W tym zestawie miałam jeszcze krem który też jest znany w Polsce a mianowicie All in one snail repair. Niestety skończył mi się dosyć szybko. Krem-żel nałożony raz na skórę mieszaną wręcz ją ściąga więc musiałam go nakładać kilka razy (teraz już wiem dlaczego sprzedają go w takim 75ml opakowaniu). Poza tym nie zapchał mojej wrażliwej skóry a po tak krótkim użytkowaniu nic więcej nie mogę stwierdzić. Zakupiłam pełną wersję - czekam.
Krem pod oczy byłby fajny ale musiałby mieć bardziej gęstą wersję. Ten nałożony pod oczy mam wrażenie kompletnie jej nie chroni.
Krem BB - jest świetny. Tylko ten kolor jest taki jednak trochę blady. Czasami jak go użyłam to w pracy dostawałam pytania - co ja taka blada jestem. Poszukam jednak czegoś trochę ciemniejszego. Bo w końcu lato za rogiem :P
Mizon Mela Defense kupiłam z ciekawości. Nie czytałam opinii na jego temat. Też po próbkach nie spodziewałam się czegoś - łał. W zestawie otrzymałam krem i essence. Krem skończył się szybko. Był naprawdę treściwy więc używanie na dzień odpada. Za to essencja przypadła mi do gustu.
Miałyście do czynienia z którymś z powyższych kosmetyków?
***
Wesołego Jajka
Pozdrawiam