Witajcie,
Ktoś mnie dziś upomniał że ostatnio mało co piszę. To fakt rozleniwiłam się. A to też wynika z tego że szukam nowego sprzętu do zdjęć, że próbuje wrócić do rzeczywistości oraz to że szukam lotów do Japonii :P
(muszę na nią odłożyć bo bez kosmetyków stamtąd nie wyjadę)
To że ostatnio dużo mówi się o ochronie przeciwsłonecznej, już wiemy.
Zdania są podzielone. Jedne stosują filtry codziennie nieustająco cały rok, inni tylko w mega słońce, zaś inni cieszą się opalenizną (a raczej spalenizną).
Prawda jest taka że miałam do tej całej sytuacji dość dziwne podejście.
Mimo, że zgadzam się w zupełności ze wszystkimi zarzutami przeciwko słoneczku i wcale nie przeszkadza mi niedobór witaminy D (choć nie wiem czy go mam czy nie, nigdy się nad tym nie rozwodziłam, bo mogę tak podejść do każdej witaminy przecież) to jakoś lubię te muśnięcie słoneczkiem bo moja skóra jest wręcz biała (zwłaszcza na nogach widać wszystkie żyły) i wyglądam co najmniej dziwnie. Dlatego pozwalałam nieco się zarumienić.
W zimę filtry odstawiałam bo słońca nie było i mimo stosowania retinoidów nic mi się z twarzą nie stało.
Toteż, na tegorocznym wyjeździe oświeciło mnie dogłębnie.
Idąc w St. Tropez alejkami, robiąc zdjęcia, nagle zauważyłam coś co mnie zmroziło. Kobieta miała może 50 lat. Szczupła, niewysoka, ale pomarszczona po stokroć. Może była nawet pod 60-stkę ale tego się nie dowiem ;-)
Pomarszczona była oczywiście przez nadmierne opalanie. Widać było jej mocną opaleniznę, przesuszoną skórę. To nie był jednorazowy wybryk. Ta kobieta opalała się całe życie. Ta skóra tak wyglądała nieestetycznie że powiedziałam mężowi - "nie chcę tak wyglądać!"
Wyglądało to paskudnie, niestety nie zrobiłam zdjęcia aczkolwiek uświadomiłam sobie co znaczy zniszczona przez słońce, wysuszona skóra. To co się dzieje z nią przez długie lata a przecież każda z nas chce się cieszyć piękną skórą.
Nie wklejam zdjęcia bo bałam się je robić :P aczkolwiek myślę, że wiecie co mam na myśli. Kiedyś po sieci krążyło to takie zdjęcie starszej kobiety pomarszczonej i dziecko które z obrzydzeniem na nie patrzyło. Już wiem co sobie myślało :P
Czy zmieniło się moje nastawienie?
Twarz już dawno jest pod ochroną i mimo że opalam nogi, brzuch, plecy i ręce to twarz pozostaje bledsza.
Po powrocie z wakacji spalona skóra zeszła (tzn schodzi nadal). Mam nauczkę i następny razem opalam się w stroju narciarskim :P 4 dni błogie dni miałam czerwone plecy a tu chodzić po słońcu trzeba dalej bo zwiedzamy. Tony olejków i królestwo za cień.
Moja skóra ciała nie wygląda najlepiej, to że się łuszczy to jedno ale to jaka jest sucha i popękana to drugie. Co chwilę smaruję się masełkiem do ciała, kąpię się w olejkach ;) czekam aż wróci do normy. Z biegiem lat moja skóra regeneruje się dłużej, a z każdym opalaniem wygląda gorzej.
Także nie będę żałować na filtry a plażowanie w pełnym słońcu zamienię na plażowanie pod palemką lub parasolem ;-)
Jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii? Czy z biegiem czasu zmieniłyście zdanie?
Ciekawe, że potrzebujemy czasami mocnego bodźca żeby zrozumieć
pewne kwestie ;-)