niedziela, 25 września 2011

TONY MOLY Ice Queen Snow White Sleeping Cream - cudo na noc

Witam,

Pierwszy post dotyczący kosmetyków będzie poświęcony kremowi na noc.
Jak powszechnie wiadomo w nocy skóra się regeneruje, wypoczywa i przyjmuje najwięcej składników odżywczych, abyśmy w ciągu dnia mogłybyśmy katować ją bez umiaru.

Krem na noc który używam od paru tygodni to Ice Queen Snow White Sleeping Cream koreańskiej firmy Tony Moly. Jakiś czas temu zauroczyłam się kosmetykami tej firmy i za cel postawiłam sobie testowanie ich kosmetyków.


Producent obiecuje/informuje:
1.      spokojny sen dzięki lawendzie
2.      zawiera nietoksyczne składniki (nie sprawdziłam bo skład jest w języku kompletnie dla mnie niezrozumiałym)
3.      zawiera witaminę C (tu chyba nie muszę mówić jak jest ważna dla skóry)
4.      niesamowite ilości składników rozjaśniających (mega wybielanie naszej skóry)
5.      nadkrytyczne ilości wyciągu z aloesu (właściwości kojące, nawilżające)


Chciałam podkreślić na początku żeby się nikt nie przeraził. Mega rozjaśnianie w przypadku kremów nie jest jak w maseczce tomatox. Używam tego kremu od 2-3 tygodni a nie mam przez to jaśniejszej skóry. Myślę że to taki chwyt dla Azjatek które mają na tym punkcie obsesję.

Krem wygląda jak bita śmietana. Jak pierwszy raz nałożyłam go na twarz miałam wrażenie że nakładam jakąś powłokę. I w zetknięciu się ze skórą krem się rozpływał i nie było po nim śladu. Nie ma wrażenia że masz tłusty krem na skórze. Krem znika i zostawia na skórze miłe uczucie gładkiej skóry. Przez to jest też wydajny. Wystarczy naprawdę niewiele żeby ten stan gładkiej skóry uzyskać (krem ma 50ml).


Oczywiście punkt 1 i 4 są mocno przesadzone. Nie zauważyłam poprawy mojego snu ani jakiegoś super rozjaśniania.
Ale na pewno koloryt skóry się wyrównał. Ale to myślę że to jakieś 25% działania tego kremu. Przecież w ciągu dnia używam zwykłego kremu (też rozjaśniającego), kremu BB, oraz żelu do oczyszczania twarzy.
Poza tym urocze opakowanie którym zachwycam się za każdym razem jak otwieram pudełko z kremem.
No i nigdy nie znika wrażenie że nakładam krem i skóra nagle staję się jak muśnięta czarodziejską różdżką (gładka, wręcz jedwabista skóra).



Może ten krem nie jest ideałem ale tak naprawdę trzeba długiego stosowania kremu  by ocenić tak naprawdę czy nam pomógł.

Ja go nie odstawiam, ale będę testować dalej.


Kolejnymi produktami jakie wezmę pod lupę to – Seria Egg Pore (taak, ja też byłam ciekawa czy te jajka naprawdę zdziałają cuda na skórze)

Pozdrawiam i zapraszam

9 komentarzy:

  1. O właśnie to był chętnie wypróbowała. Jest na mojej liście zakupów. Póki co mam za dużo innych rzeczy do zużycia.

    OdpowiedzUsuń
  2. mogę ci wysłać próbkę tego kosmetyku i innych jak jesteś zainteresowana. Moja koleżanka ostatnio zapytała mnie: jak bym miała wybrać dwa najlepsze z tych wszystkich co zamówiłam (a było 10 różnych kosmetyków) wybrałabym właśnie ten krem i Appletox.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja mam Appletox i Tomatox póki co - w sumie takie bestsellery Tony Moly. Teraz idzie do mnie z Gmarketu Appletox peelingujący. Hmm...w sumie i tak kupię Ice Queen pewnie jako pełny produkt. Czytałam bardzo dużo pozytywnych recenzji i na pewno go kupię, to tylko kwestia czasu. Na razie mam masę próbek i kosmetyków do zużycia ale bardzo Ci dziękuję z góry. Strasznie to uzależniające :P Jestem ciekawa kiedy będzie otwarcie Twojego sklepu no i jakie będą ceny. Już się nie mogę doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No oki :) ale jakbyś chciała coś wypróbować to oczywiście mogę coś wysłać. Ja jestem dobre myśli to co sklepiku i jego cen. Na razie negocjacje z Tony Moly idą w dobrym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem w ogóle ciekawa jak to się przeprowadza - zdobycie praw na dystrybucję w Polsce. Sama o tym kiedyś myślałam, ale raczej na zasadzie marzeń a nie rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No ogólnie łatwo nie jest. Bariera językowa (kiepski ich angielski, a nasz angielski raczej luźny a nie do konwersacji biznesowych), i bariera kulturowa. Ogólnie łatwo nie jest. Ja nastawiłam się tylko na Tony Moly ale to nie znaczy że na inne kosmetyki się nie skuszę. Ale to tylko dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak mniemam osobą, która sprzedaje obecnie ten krem na Allegro jesteś Ty? Wreszcie ktoś sprzedaje w cenach jak z Ebay'a. Strasznie mnie wkurza jak wmawia się innym, że żeby mieć gwarancję oryginalności, trzeba przepłacić. Rozwala mnie np. jak panienka z Azjatyckiego Cukru sprzedaje w swoim sklepiku krem Skin79 Hot Pink za 98 zł + 19 zł kosztów przesyłki. Mieszka w Azji, a to jedyne rzekomo promocyjne oferty jakie potrafi znaleźć. Przy tym twierdzi, że nic na tym nie zarabia, tylko nie chce do interesu dokładać. W ogóle jest to dla mnie temat rzeka. Nie lubię jak ktoś wpuszcza innych w kanał. Potem ludzie przepłacają, bo jakaś pancia ma misję, żeby wpierać innym, że tylko od niej można kupić oryginał i jak ktoś zobaczy krem w podobnej cenie do Twojej na Allegro czy gdzieś, to zaraz pomyśli, że jest za tanio i to musi być podróba. No ale wybacz, Skin79 za 98 zł (w Asian Store już jest taniej), albo za odżywkę do włosów Liese - 70 zł...istna masakra.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy ty właśnie w Gmarkecie kupiłam liese? Trochę żal mi dać 70zł za ten środek. Tak swoją drogą to tez kosmetyki skin79 można kupić tu http://www.skin79northamerica.com/
    i są w miarę tanie (tzn. w przystępnej cenie)

    OdpowiedzUsuń
  9. Liese kupiłam na Ebay'u. A niektóre kosmetyki Skin79 można kupić w fajnych cenach w polskiej drogerii, o tu: http://alledrogeria.pl/manufacturer.php?id_manufacturer=33 Mllou kupiła tam maskę do twarzy i ponoć wygląda na oryginalną. Jedyny minus, że nie wszystko chyba mają w większych ilościach.

    OdpowiedzUsuń

Chętnie podyskutuję z Wami. Dziękuję za każdy komentarz

SZUKAJ NA BLOGU