czwartek, 26 lipca 2012

Korres Lip Butter - masełko godne polecenia



Witajcie,

Znacie firmę Korres? Ja przed obejrzeniem filmiku MakijażeKasiD kompletnie nie miałam pojęcia że istnieje taka firma. Taka firma która zdecydowanie jest warta naszej uwagi na pewno ze względu na produkt zwany Lip Butter.


Lip Butter to koloryzujące masełko do ust, które nie tylko barwi, ale też intensywnie pielęgnuje usta. Dzięki swoim nawilżającym właściwościom oraz treściwej konsystencji, kosmetyk stanowi doskonałą kurację dla suchych, popękanych, spierzchniętych ust.

Dostępne w sklepach Sephora, w następujących kolorach: 
- dzika róża (wild rose)
- plum (śliwka)
- jasmine (jaśmin)
- mango
- guava
- pomegranate (granat)
- quince (pigwa)




Na ich temat trochę poczytałam w sieci – ale jak to w sieci – część opinii pozytywnych część nie. Musicie wiedzieć że ja moim balsamom daje naprawdę wysoką poprzeczkę. Moje usta są przeze mnie traktowane nadzwyczaj źle i ja sobie dobrze z tego sprawę zdaję (że obgryzanie skórek ust powoduje przenoszenie bakterii i innych takich) ale nie jestem w stanie powstrzymać tego nawyku. Po całym dniu moje usta są w opłakanym stanie.

Parę istotnych rzeczy na temat tych balsamów chciałabym zweryfikować …

Po pierwsze nie trzeba nosić ze sobą pędzelka by umalować się tym balsamem. Mają one kolor ale nie na tyle intensywny by trzeba było być nadzwyczaj ostrożnym. Ja z powodzeniem w czasie codziennych zajęć sięgam po niego (ma swoje honorowe miejsce obok monitora). Moje kolory to:


góra - od lewej - guava, pomegranate, dół od lewej - mango, jaśmin

Po drugie – nawilżają. Kiedy rano wychodzę do pracy moje usta są spierzchnięte. Nakładam balsam i biegnę na pociąg. Po paru minutach nie czuję już suchych skórek a jedynie nawilżenie. Wiadomo że nie wytrzymują jedzenie czy picia ale przy normalnym użytkowaniu można być z nich szczerze zadowolonym. Na ustach zachowuję się tak jak powinien czyli otulając nasze usta zastyga sprawiając że nie odstaje żadna skórka a usta są gładkie. Kiedy nakładałam jakiś inny balsam i po pół godzinie nie było już go na ustach (ot np. owy carmex). Tu przyjeżdżam do pracy i nadal on jest i wygląda.

Po trzecie – zapachy. Każdy balsamik ma swój unikalny zapach. Nie jestem w ten sposób zmuszana do jednego zapachu przy zmianie koloru balsamików codziennie.

Po czwarte – kolory – szukałam czegoś co sprawi że moje usta będą się lekko błyszczeć a przy tym mieć lekki mleczne zabarwienie. Uzyskałam to właśnie dzięki guavie i jaśminowi. Moi zdecydowani faworyci. Pozostałe dwa po prostu dają lekki kolor na ustach z czego wygląda to po prostu naturalnie (jakbyśmy miały taki odcień ust). Przynajmniej tak jest w przypadku tych kolorów jakie mam w połączeniu z moimi ustami.

Po piąte – ma przyzwoity skład. Nie zawiera olejków mineralnych, silikonów, glikolu propylenowego ani etanoloaminy. Choć to i tak dla mnie nie miałoby znaczenia gdyby były równie rewelacyjne. Ale tak to jest jego plusem.

Minus – opakowanie. Ogólnie lubię słoiczki i wolę tę formę niż sztyft ale akurat w guavie co chwilę widzę jakieś drobinki kurzu co mnie niezmiernie irytuje.

A drugi minus to cena za jaką można go kupić w sephorze. Jest wart tych 35zl wydanych przeze mnie ale nie więcej. (za 3 lip buttersy zapłaciłam na truskawce 20$, jaśmin zakupiłam na allegro za 35zł jako pierwszy do wypróbowania). Polecam tę formę.

Nie oczekiwałam od niego że na dłuższą metę sprawi że moje usta będą śliczne. Myślę że z ustami taki problem będę mieć zawsze przez mój nawyk. Nawet nie wierzę w obietnice producentów którzy obiecują na dłuższą metę naprawę owych szkód na moich ustach.



Próbowałyście tych balsamów? A może macie jakiś innych faworytów?

Pozdrawiam was serdecznie i życzę udanego piątku J

2 komentarze:

Chętnie podyskutuję z Wami. Dziękuję za każdy komentarz

ARCHIWUM

SZUKAJ NA BLOGU