Witam,od
Coraz więcej osób pisze na temat maseczki The Face Shop
Black Head Ex Nose Clay Mask.
Miałam nadzieje, że jej plastyczna konsystencja da radę
dojść do trudnych miejsc i wyciągnie co trzeba.
Do zakupu zachęciły mnie zdjęcia które na necie robią furorę
(pokazujące plasterek z mnóstwem usuniętego brudu).
Standardowa procedura użytkowania – najpierw robimy parówkę
w celu otworzenia por. Później nakładamy ciągnącą się maź na nos i okolice.
Schnie bardzo długo. Po wyschnięciu zrywamy od góry do dołu. Pamiętać trzeba
żeby warstwa nie była za cienka.
Niestety maseczka okazała się wielkim rozczarowaniem. Po pierwsze jest nie ekonomiczna – użyłam jej 4 razy a już połowy nie ma w
opakowaniu.
Próbowałam stosować ją na różne sposoby – nos, policzki,
broda, różnie grubości warstw. I nic.
Po drugie zrywanie jak w przypadku plastrów – boli. A efekty
praktycznie żadne. Zerwane wszystkie włoski, a reszta jak była tak jest. Nie
wiem jakim cudem na blogach jest zachwalana ale u mnie się nie sprawdza.
Na szczęście maseczka nie jest droga – koszt koło 25zł. Także
może są osobniki na których ta maseczka się sprawdzi (mogę ją wymienić na coś
innego).
Póki co dam jej jeszcze szansę bo nie będę wyrzucać przecież
opakowania.
Jedno jest pewne – kosmetyki typu „peel-of” oraz plasterki z
firm azjatyckich są o niebo mocniejsze (nigdy nie myślałam że zrywanie maseczki
może tak boleć :P).
A może ktoś z Was ją próbował? Jestem ciekawa czy tylko dla
mnie okazał się bublem.
A może możecie zaproponować coś co działa.
Pozdrawiam
U mnie na szczęście się sprawdza :)
OdpowiedzUsuńJa chcialam ja kupic, ale czytalam ze ona wyciaga tylko te plytkie wagry, takze zrezygnuje bo z moimi pewnie sobie nie poradzi tak jak i plastry.
OdpowiedzUsuńno właśnie liczę na jakiś cud z plasterkami The Face Shop. Moja lista zakupowa jest długaaaa :)
OdpowiedzUsuńA może spróbuj po prostu żelatyny z mlekiem? :)
OdpowiedzUsuń